Pisałem już wcześniej o tym jak ubieram się w zimę w góry, żeby fotografowanie nie było katorgą i żeby wrócić do domu w jednym (rozmrożonym) kawałku. Teraz chcę Ci przybliżyć trochę temat zimowego ogrzewania rąk. Nic nie zniechęca tak do sięgnięcia zimą po aparat jak skostniałe od zimna palce. Od kilku lat testuję różne rękawiczkowe rozwiązania, wypróbowałem te lepsze i gorsze zbierając swoje doświadczenia w tym wpisie, który sumuje moje wrażenia z zimowego fotografowania Bieszczadów, Tatr, Dolomitów, Alp Włoskich i Francuskich. Dojście do obecnie wykorzystywanego setupu zajęło mi prawie 10 lat, które jak się okazuje da radę zawrzeć we wpisie na 10 minut czytania. A więc do rzeczy..
Które rękawice wybrać zimą do fotografowania?
Rękawice górskie
Podczas moich pierwszych zimowych plenerów towarzyszyły mi rękawice Black Diamond Glissade. Wodoodporne, ocieplane, zapewniające dobry chwyt dzięki skórzanym wszywkom. Bardzo dobre rękawice górskie. Właśnie, górskie. Niestety nie zawsze to, co sprawdza się w górach, nadaje się do górskiego fotografowania. Obsługa aparatu, radzenie sobie z wciskaniem przycisków o średnicy kilku milimetrów jest jak nanotechnologia z użyciem dźwigu. Glissade’y wylądowały więc w szafie, a ja ruszyłem na poszukiwania czegoś co zapewniłoby mi większą swobodę operowania sprzętem.
Pozostając wierny marce Black Diamond (ten wpis nie jest sponsorowany) wybrałem ich WindWeight Mitt. Fotograficznie strzał w dziesiątkę. Rękawice bez palców z opcją zakrycia palców w przerwach między robieniem zdjęć. Wyglądają tak:
Rękawice fotograficzne
PGY Tech
W opisie produktu można przeczytać o następujących właściwościach:
- Warstwa wzmacniająca.
- Warstwa wodoodporna.
- Warstwa wiatroodporna.
- HIPORA wodoodporna i oddychająca podszewka.
- 3M Thinsulate – wysokiej jakości bawełna chroniąca przed chłodem.
- Miękka podszewka.
“Rękawiczki na każde warunki”.
Brzmi nieźle. Kupiłem. Zimowa wyprawa w Dolomity skończyła się odmrożeniami. Myślę, że żaden z chińskich marketingowców, nie spędził w nich nocy w namiocie przy -15 stopniach – pamiętaj o tym czytając opisy podobnych sprzętów. Z rękawicami może być jak z opisem nośności statywów. 3 Legged Thing przy deklarowanych 20kg nie złamie się, a Gitzo czy FLM poproszą o kolejne 20kg na każdą nogę. Co ciekawe w przypadku tych rękawic deklaracje producenta zostały najprawdopodobniej zweryfikowane przez większą ilość klientów – firma usunęła już informację o zakresie temperatur w których można korzystać z tych rękawic.
Vallerret
Co ciekawego Norwegowie zaoferowali w Ipsoocie?
Specyfikacja:
- Liner z 100% wełny merino
- FlipTech – odsłaniane palce (kciuk i wskazujący) z magnesami
- Wykończenie kozią skórą
- Ocieplina Thinsulate
- Kieszonka na karty pamięci/klucz do statywu
- Kołnierz ze stretchu
IPSOOT w praktyce
Rękawice sprawiają wrażenie dobrze wykonanych, a zastosowane materiały – dobrej jakości. Wygodnie leżą na ręce, tabela rozmiarów dobrze oddaje to co dostajemy – rękawice nie są ani za luźne, ani za ciasne (co mogłoby skutkować zmniejszoną cyrkulacją krwi i odmrożeniami). Jak już wspomniałem przy okazji PGY, zdarza się, że specyfikacja techniczna sprzętu ma się nijak do korzystania z niego w ‘warunkach bojowych’. W przypadku Ipsoota, producent deklaruje, że są to rękawice “deep winter”. Podobnie jak poprzednio, rzeczywistość zweryfikowała radosną twórczość marketingowców. Testując je zimą w Bieszczadach nie miałem takiego wrażenia. Przy zaledwie -10 stopniach było mi w nich zimno, zakładam, że taka temperatura rzędu jest dla tego modelu graniczna. Piszę to jako osoba, która zimą przy -15 potrafi rąbać przeręble, żeby kilka minut popływać, więc dla większości osób komfort termiczny może być mniejszy,
Przy temperaturze od 0 do -5, rękawice sprawdzały się dobrze – były ciepłe i wygodne. Niewielkim minusem było to, że przy godzinnym deszczu ze śniegiem, rękawice zaczynały nasiąkać. Niemniej jednak raczej korzysta się w nich w minusowych temperaturach, a z samym śniegiem radzą sobie bardzo dobrze.
Co z fotografowaniem? Odsłaniane palce to przydatny patent, co potwierdziły wcześniejsze doświadczenia z Black Diamondami. Niestety, magnesy przytrzymujące w Ipsootach zamknięcie podczas fotografowania słabo trzymają. Mocniejszy neodymowy magnes to podstawa, która nie wpłynęłaby na wzrost kosztów produkcji, a na komfort fotografowania zdecydowanie tak. Zwłaszcza w warunkach zimowych przerwy na walkę z buntującym się sprzętem są niemile widziane. Gdyby nie to, mielibyśmy do czynienia z udaną rękawicą fotograficzną sprawdzającą się w temperaturach -1 do -8. Ostatecznie Ipsooty okazały się gorszą wersją Glissade’ów słabiej chroniąc przed warunkami pogodowymi i nieidealnym rozwiązaniem fotograficznym. Choć póki co i tak najlepszym. Doświadczenia z tymi rękawicami dały mi nadzieję na to, że da się. Da się wyprodukować rękawice fotograficzne, które sprawią, że fotografowanie gór zimą będzie dla rąk przyjemnym (a raczej neutralnym) przeżyciem.
Czego zabrakło do pełni sukcesu?
- lepszego systemu otwierania palców (mocniejszy magnes)
- lepszej wodoodporności
- lepszego zakresu temperatur – większej uniwersalności
The Heat Company
Wiedząc czego się potrzebuje łatwiej znaleźć rozwiązanie problemów. Tak trafiłem na The Heat Company. Ogromne wrażenie robią już od początku – najbardziej cena czyli ok. 1200 PLN. Za taką cenę dostajesz jednak sprzęt, który poradzi sobie w temperaturach od +10 do -25 stopni. Jak to możliwe? THC oferuje kompletny system grzania rąk (!) składający się z trzech par rękawic. Zapewnia to niesamowitą elastyczność i możliwość dostosowania zestawu do każdych warunków. Licząc koszt leczenia odmrożeń, dochodzenia do siebie po wyprawie, niezrobionych z powodu zimna zdjęć, wspomniane 1200 zł nie brzmi już tak źle.
W skład testowanego zestawu wchodziły:
- Cienkie rękawiczki (liner) – Merino Liner Pro
- Łapawice z możliwością odsłonięcia palców – Shell Full Leather Pro
- Nakładka Polar Hood (moim zdaniem lepiej marketingowo brzmiałoby Dome – otrzymalibyśmy zestaw LSD firmy THC <3)
Merino Liner Pro
Są to lekkie rękawiczki, idealne na zimowe biegi przełajowe :D
Z reguły wykorzystywane były jednak trochę inaczej :) W mojej ocenie dobrze docieplają w temperaturach w okolicy 0 stopni. Wykorzystywałem je również jako rękawiczki podejściowe w temperaturach do -8 stopni – ciało wydziela wtedy dużą ilość ciepła (zwłaszcza podchodząc z 20-30kg na plecach;)). Charakteryzują się dobrym chwytem, wykorzystanie wełny merino sprawia, że biorąc pod uwagę gramaturę materiału, grzeją naprawdę nieźle, a w przypadku zamoknięcia potrafią dalej utrzymywać ciepło. Ważą ok. 80g. Dla porównania cienkie Smartwoole, z których korzystałem ważyły 40g, ale rozdarły się drugiego dnia fotografowania w Dolomitach. 40g różnicy jest w pełni uzasadnione, przekłada się w dużym stopniu na wytrzymałość sprzętu. Stosunek waga/docieplenie/wytrzymałość jest bardzo dobry. Rękawiczki dostosowane są do korzystania z ekranów dotykowych. Obsługa smartfona czy ekranu GFX-a 50S II była w nich bezproblemowa.
Dodatkowo dużym plusem jest kieszeń na ogrzewacz chemiczny, dzięki której możemy wspomóc wełnę merynosów w ogrzewaniu naszych rąk. Warto dodać, że THC produkuje również takie ogrzewacze – palców, pleców, ramion, ogrzewane wkładki do butów i in.. Niektóre z nich działają do 40h (wg. producenta – tych nie testowałem, ale nawet jeśli to jest 20h to i tak bardzo dużo). Warto się w nie zaopatrzyć, przydają się w sytuacjach awaryjnych – nagły spadek temperatury, zgubienie rękawiczki, nieprzewidziany biwak itd.
Shell Full Leather Pro
Gdy liner nie wystarczał zakładałem na niego kolejną warstwę – Shell Full Leather Pro. To zdecydowanie moje ulubione rękawice – klasyczne bezpalczaste mitteny w wersji w pełni pogodoodpornej. W połączeniu z linerem merino, bardzo dobrze docieplają, zachowując jednocześnie świetną oddychalność. Warstwa shell chroni przed deszczem, wiatrem. Jakość wykonania jest świetna. Są zrobione w 100% z koziej skóry, która zapewnia dobry chwyt i wytrzymałość. Po prawie 2 latach użytkowania rękawice wyglądają jak nowe. Za parametry cieplne odpowiada ocieplina Primaloft Gold, która w połączeniu z linerem Merino pozwala czuć się komfortowo w temperaturach poniżej -20 stopni.
Podobnie jak w przypadku WindWeight Mitt, rękawica zapewnia możliwość odsłonięcia palców (które grzane są przez liner) oraz kciuka, dzięki czemu korzystanie ze sprzętu jest na tyle komfortowe, na ile może być biorąc pod uwagę wspomniane temperatury. Część, którą można odsłonić zabezpieczona jest laminowanym zamkiem, dzięki czemu w sytuacjach, kiedy nie fotografowałem, rękawice były szczelne i nie przepuszczały zimna ani wiatru. Magnesy na które zamknięcia były zaczepione podczas fotografowania, są silniejsze od tych w Vallerretach i spełniają swoją rolę (nie przeszkadzają za każdym razem, choć zdarzało im się puścić – zastosowanie minimalnie mocniejszych w kolejnych wersjach, byłoby mile widziane).
Minusem tej warstwy (poza ceną), jest także jej rozmiar. “Skorupa” waży ok. 430g i jest naprawdę wielka. Dla porównania namiot Tarptent StratoSpire Li (którego chętnie bym przetestował, napisał recenzję i wyświetlał jego zdjęcia z projektora na ścianie mojej kamienicy – tak tylko piszę jakby ten wpis dotarł do Ameryki :D), waży mniej niż 2x tyle. Chwilę zajęło mi też przyzwyczajenie się do tak dużej rękawicy i dopracowanie logistyki plenerowej (odpinanie zamków, zaczepianie magnesów itd.) wymagało kilku wyjść w plener. Komfort cieplny jest jednak tego zdecydowanie wart. Myślę, że co najmniej w kilkunastu sytuacjach, w przypadku wcześniej wykorzystywanych rękawic, nie zdecydowałbym się na wyciągnięcie skostniałych palców na mróz. Kto wie, możliwe, że nie powstałyby te zdjęcia…